falko |
Kwieciste Wojny
guerras floridas
Piętnasty jest wiek.
Słońce jasno świeci.
Wiosenne kwiaty kwitną
na Meksykańskiej Wyżynie.
Kwiecista wojna zakończona.
Aztecki kapłan karmi Słońce
tysiącem bijących jeszcze serc
wyrwanych z piersi pojmanych wrogów.
Ciała bez serc żyją tylko chwilę.
Wczoraj wojownicy, teraz ich trupy.
Kamienne stopnie świątyni lepkie od krwi.
Tysiące kilometrów stąd
nad rzeką snuje się dym. Miesza się z mgłą.
Kapłan podpala stos ułożony misternie.
Suchy chrust pali się chętnie.
Kobiece ciało skwierczy w ogniu.
Nie przyjęło wody, teraz nie chce przyjąć ognia.
Pierwsze zapalają się włosy.
Powietrze przeszywa krzyk.
Milknie. Już tylko jęk słychać.
Trzask dopalających się gałęzi.
Żywa pochodnia gaśnie nieśmiało.
Migoczą ogniste świetliki
w mrocznych szeroko rozwartych
oczach zgromadzonych gapiów.
Tłum milczy. Oniemiały.
Nad rzeką wierzba płacząca
wypuściła bazie. Nadeszła wiosna.
Betonowe stopnie domu przy głównej ulicy lepią się od krwi.
Z poszarpanych ciał przypadkowych przechodniów
czerwona stróżka płynie rynsztokiem.
Niewiernych, nieposłusznych, gorszych?
Szahid samobójca przerażony, płacze, coś krzyczy?
Sekunda mija. Wierzy w obietnicę nagrody wiecznej.
Detonuje bombę. Ludzkie ciała rozerwane na strzępy.
Wyją syreny. Ci co przeżyli zapalają świeczkę.
Na skwerach i w parkach miast, w wiejskich ogrodach,
w sadach i na łąkach kwitną wiosenne kwiaty.
Nic się nie stało. Nic się nie zmieniło. Nadeszła wiosna.
Bóg jest wielki.
Dwudziesty pierwszy jest wiek.
Wiesław falko Fałkowski, 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz