Ostatnie wydarzenia na stadionie w Bydgoszczy (podobno nazwa pochodzi od „bij gości”) skłaniają mnie do sięgnięcia pamięcią w czasy mojego dzieciństwa. Wszak jestem bydgoszczaninem z urodzenia a moje wczesne lata spędziłem pałętając się w rejonie stadionu, który był ostatnio areną popisów nadpobudliwej młodzieży płci męskiej.
Młodzieńcy ci specjalnie w tym celu bardzo licznie zjechali na stadion z Wielkopolski, znanej krainy gospodarności i ziemniaka, a także z Mazowsza, konkretnie z Warszawy, która znana jest z powstań, niezłomności, Syreny i Kolumny Zygmunta.
Na czym polegały młodzieżowe popisy na płycie bydgoskiego stadiony większość ludzkości widziała w telewizorach, nie ma co o tym pisać, ważne, że wywołały owe popisy ostry sprzeciw pana premiera, który, ustami wojewodów, zakazał wstępu młodzieży na stadiony.
I to właśnie przywołało w mojej pamięci pierwszy zakaz w ramach mojego uczestnictwa w życiu społecznym. Jako kilkuletnie dziecię uczestniczyłem aktywnie w zabawach w piaskownicy. Zdarzyło się pewnego razy, że jeden z moich kolegów zrobił w piaskownicy kupkę. Uszłoby to zapewne uwadze wszystkich, gdyby nie to, że inny kolega rzucił tym gówienkiem w koleżankę. Wywołało to ostrą reakcję czuwających w pobliżu babć (istniała wówczas jeszcze instytucja babci), które zamiast posprzątać gówno i dać klapsa winnym przestępstwa zakazały wszystkim dzieciom zabawy w piaskownicy, bo nie potrafią się grzecznie bawić.
Kolejny raz spotkałem się z zakazem wynikającym ze stosowania odpowiedzialności zbiorowej kilka lat później w szkole. Nasza szkoła należała do bardzo nowoczesnych: posiadała salę gimnastyczną i basen. Lekcje wychowania fizycznego odbywały się właśnie na tym basenie. Jednak do czasu. Do czasu, kiedy jeden z moich kolegów, nie wiedzieć czy to z czystej głupoty, czy też z fizjologicznej niemocy nasikał do wody w trakcie zabawy. Żółty mocz w chlorowanej, lekko mętnej wodzie basenu nie został by pewnie dostrzeżony przez pana nauczyciela, gdyby nie głośny czyjś chichot i krzyk - O rany, on się zeszczał! Grono pedagogiczne było oburzone. Pan dyrektor na apelu zwołanym w trybie nadzwyczajnym oświadczył, że skoro nie umiemy kulturalnie zachować się w wodzie to będziemy biegać na lekcjach wychowania fizycznego wokół szkoły. Wprowadzono zakaz kąpieli w basenie dla wszystkich uczniów.
Nie minęło wiele czasu, kiedy, również w szkole, jako uczeń pierwszej klasy liceum, uczestniczyłem w organizowanych przez samorząd uczniowski dyskotekach. Zabawa była przednia, muzyka na przemian Abby i Santany rozbrzmiewała z wielkich głośników ustawionych na szkolnym korytarzu. Dziewczynki stały pod oknami, a chłopacy podpierali ścianę po drugiej stronie. Małe grupki młodzieży znikały czasem w toaletach. Była to przerwa na papierosa. Imprezy z tygodnia na tydzień nabierały tempa. Ale do czasu. Do czasu, kiedy jedna z koleżanek ze starszej klasy wskoczyła na krzesło i nie wiedzieć czemu, czy to z powodu wypitego wcześniej prosto z butelki wina marki „alpaga”, czy też z czystego altruizmu i sympatii do płci przeciwnej, co w tym wieku i tamtych czasach niekiedy u kobiet występowało, pokazała ciało. Cała rzecz miała charakter incydentalny i przeszła by zapewne bez rozgłosu, ale zupełnie przypadkiem jeden z nauczycieli był tego świadkiem. Ciało pedagogiczne na pokazane ciało zareagowało dosyć histerycznie. Decyzja była nieunikniona: nie umiecie się grzecznie bawić to wprowadzamy zakaz zabaw tanecznych dla wszystkich uczniów.
Zakazy, zakazy, zakazy…
Zamiast łatać dziury w jezdni – wprowadzić zakaz jazdy wszelkich pojazdów i postawić znaki zakazu.
Zamiast remontować dom – wykwaterować wszystkich lokatorów, ogrodzić, postawić stróża i wprowadzić zakaz przebywania w pobliżu.
Zamiast zadbać o czystość wody w jeziorze czy rzece – wprowadzić zakaz kąpieli dla wszystkich obywateli.
Zamiast karać tych palaczy, którzy rzucają pety na ziemię i postawić popielniczki – zakazać palenia na przystankach komunikacji miejskiej wszystkim palaczom. Przy czym argument, że chodzi tu o stworzenie strefy wolnej od dymu uznaję za kretyński. Kto choć raz stał na przystanku w centrum miasta i wdychał spaliny z rur wydechowych aut tkwiących w korkach ulicznych, ten wie dlaczego.
Zamiast ukarać kilku mieszkańców za to, że nie posprzątali po swoich psach – zakazać trzymania psów w mieszkaniach na całym osiedlu.
A potem zamknąć szpitale – bo jest za dużo chorych, zamknąć szkoły – bo dzieci nie chcą się uczy, zakazać jeździć samochodami - bo kierowcy jeżdżą zbyt szybko, a po za tym nie ma autostrad, zlikwidować hazard – bo kilku facetów przegrało, a kilku innych na tym zarobiło, zamknąć lotniska – bo terroryści, dyskoteki – bo narkomani, restauracje – bo otyli, bary bo tam pijacy, zakazać handlu w niedziele – bo co?, a w soboty – bo Żydzi, zamknąć fabryki – bo zieloni, nie wchodzić do lasu – bo żaby się nie rozmnożą.
A ręce trzymaj na kołdrze! Nie klnij! Nie pal! Nie pij w parku na ławce! Nie dokarmiaj zwierząt! Nie gadaj.
Wielu Polaków niewinnych pójdzie na wygnanie. Zostanie bez swojego kąta. Da się wykorzystać, a nawet zabić. Kobiety cześć utracą, nawet o tym nie wiedząc. A tutaj ziemia nasza będzie okradana i znów zagrabiana jak 200 lat temu, ale teraz inaczej. Ludzie nawet nie zauważą jak wszystko tracą. Banki to zrobią w majestacie naszego prawa i przy naszej ogólnej radości, bo tak będą mówiły nam ładne panie w telewizorach i jeszcze lepiej bo po polsku wytłumaczą nam eleganccy panowie na nerwowych debatach. Przestaniemy mieć własne zdanie, a nasz mózg zastąpią nam dyktujące poglądy gadające głowy ze szklanego ekranu. Ci wyśmiewani dziś emigranci, tam na obczyźnie odkryją to co jest ukryte pod zimną, suchą i plugawą skorupą. W Dublinie, czy w Lincolnie odkryją czym nasz naród różni się od nasyconego bogactwem narodu zachodu. Podczas pobytu w tłumie wielkich i bogatych odkryją największą wartość polskości. Obśmiane przez dziennikarzy mądrych gazet polactwo nabierze dla niego nowej wartości. Stanie się posłannictwem. Staniemy się zbawicielem starych ogłupiałych narodów.
OdpowiedzUsuń