wtorek, 10 maja 2011

WSZYSTKO JUŻ BYŁO...


Ostatnie wydarzenia na stadionie w Bydgoszczy (podobno nazwa pochodzi od „bij gości”) skłaniają mnie do sięgnięcia pamięcią w czasy mojego dzieciństwa. Wszak jestem bydgoszczaninem z urodzenia a moje wczesne lata spędziłem pałętając się w rejonie stadionu, który był ostatnio areną popisów nadpobudliwej młodzieży płci męskiej.
Młodzieńcy ci specjalnie w tym celu bardzo licznie zjechali na stadion z Wielkopolski, znanej krainy gospodarności i ziemniaka, a także z Mazowsza, konkretnie z Warszawy, która znana jest z powstań, niezłomności, Syreny i Kolumny Zygmunta.
Na czym polegały młodzieżowe popisy na płycie bydgoskiego stadiony większość ludzkości widziała w telewizorach, nie ma co o tym pisać, ważne, że wywołały owe popisy ostry sprzeciw pana premiera, który, ustami wojewodów, zakazał wstępu młodzieży na stadiony.

I to właśnie przywołało w mojej pamięci pierwszy zakaz w ramach mojego uczestnictwa w życiu społecznym. Jako kilkuletnie dziecię uczestniczyłem aktywnie w zabawach w piaskownicy. Zdarzyło się pewnego razy, że jeden z moich kolegów zrobił w piaskownicy kupkę. Uszłoby to zapewne uwadze wszystkich, gdyby nie to, że inny kolega rzucił tym gówienkiem w koleżankę. Wywołało to ostrą reakcję czuwających w pobliżu babć (istniała wówczas jeszcze instytucja babci), które zamiast posprzątać gówno i dać klapsa winnym przestępstwa zakazały wszystkim dzieciom zabawy w piaskownicy, bo nie potrafią się grzecznie bawić.

Kolejny raz spotkałem się z zakazem wynikającym ze stosowania odpowiedzialności zbiorowej kilka lat później w szkole. Nasza szkoła należała do bardzo nowoczesnych: posiadała salę gimnastyczną i basen. Lekcje wychowania fizycznego odbywały się właśnie na tym basenie. Jednak do czasu. Do czasu, kiedy jeden z moich kolegów, nie wiedzieć czy to z czystej głupoty, czy też z fizjologicznej niemocy nasikał do wody w trakcie zabawy. Żółty mocz w chlorowanej, lekko mętnej wodzie basenu nie został by pewnie dostrzeżony przez pana nauczyciela, gdyby nie głośny czyjś chichot i krzyk - O rany, on się zeszczał! Grono pedagogiczne było oburzone. Pan dyrektor na apelu zwołanym w trybie nadzwyczajnym oświadczył, że skoro nie umiemy kulturalnie zachować się w wodzie to będziemy biegać na lekcjach wychowania fizycznego wokół szkoły. Wprowadzono zakaz kąpieli w basenie dla wszystkich uczniów.

Nie minęło wiele czasu, kiedy, również w szkole, jako uczeń pierwszej klasy liceum, uczestniczyłem w organizowanych przez samorząd uczniowski dyskotekach. Zabawa była przednia, muzyka na przemian Abby i Santany rozbrzmiewała z wielkich głośników ustawionych na szkolnym korytarzu. Dziewczynki stały pod oknami, a chłopacy podpierali ścianę po drugiej stronie. Małe grupki młodzieży znikały czasem w toaletach. Była to przerwa na papierosa. Imprezy z tygodnia na tydzień nabierały tempa. Ale do czasu. Do czasu, kiedy jedna z koleżanek ze starszej klasy wskoczyła na krzesło i nie wiedzieć czemu, czy to z powodu wypitego wcześniej prosto z butelki wina marki „alpaga”, czy też z czystego altruizmu i sympatii do płci przeciwnej, co w tym wieku i tamtych czasach niekiedy u kobiet występowało, pokazała ciało. Cała rzecz miała charakter incydentalny i przeszła by zapewne bez rozgłosu, ale zupełnie przypadkiem jeden z nauczycieli był tego świadkiem. Ciało pedagogiczne na pokazane ciało zareagowało dosyć histerycznie. Decyzja była nieunikniona: nie umiecie się grzecznie bawić to wprowadzamy zakaz zabaw tanecznych dla wszystkich uczniów.

Zakazy, zakazy, zakazy…
Zamiast łatać dziury w jezdni – wprowadzić zakaz jazdy wszelkich pojazdów i postawić znaki zakazu.
Zamiast remontować dom – wykwaterować wszystkich lokatorów, ogrodzić, postawić stróża i wprowadzić zakaz przebywania w pobliżu.
Zamiast zadbać o czystość wody w jeziorze czy rzece – wprowadzić zakaz kąpieli dla wszystkich obywateli.
Zamiast karać tych palaczy, którzy rzucają pety na ziemię i postawić popielniczki – zakazać palenia na przystankach komunikacji miejskiej wszystkim palaczom. Przy czym argument, że chodzi tu o stworzenie strefy wolnej od dymu uznaję za kretyński. Kto choć raz stał na przystanku w centrum miasta i wdychał spaliny z rur wydechowych aut tkwiących w korkach ulicznych, ten wie dlaczego.
Zamiast ukarać kilku mieszkańców za to, że nie posprzątali po swoich psach – zakazać trzymania psów w mieszkaniach na całym osiedlu.

A potem zamknąć szpitale – bo jest za dużo chorych, zamknąć szkoły – bo dzieci nie chcą się uczy, zakazać jeździć samochodami - bo kierowcy jeżdżą zbyt szybko, a po za tym nie ma autostrad, zlikwidować hazard – bo kilku facetów przegrało, a kilku innych na tym zarobiło, zamknąć lotniska – bo terroryści, dyskoteki – bo narkomani, restauracje – bo otyli, bary bo tam pijacy, zakazać handlu w niedziele – bo co?, a w soboty – bo Żydzi, zamknąć fabryki – bo zieloni, nie wchodzić do lasu – bo żaby się nie rozmnożą.
A ręce trzymaj na kołdrze! Nie klnij! Nie pal! Nie pij w parku na ławce! Nie dokarmiaj zwierząt! Nie gadaj.

1 komentarz:

  1. Wielu Polaków niewinnych pójdzie na wygnanie. Zostanie bez swojego kąta. Da się wykorzystać, a nawet zabić. Kobiety cześć utracą, nawet o tym nie wiedząc. A tutaj ziemia nasza będzie okradana i znów zagrabiana jak 200 lat temu, ale teraz inaczej. Ludzie nawet nie zauważą jak wszystko tracą. Banki to zrobią w majestacie naszego prawa i przy naszej ogólnej radości, bo tak będą mówiły nam ładne panie w telewizorach i jeszcze lepiej bo po polsku wytłumaczą nam eleganccy panowie na nerwowych debatach. Przestaniemy mieć własne zdanie, a nasz mózg zastąpią nam dyktujące poglądy gadające głowy ze szklanego ekranu. Ci wyśmiewani dziś emigranci, tam na obczyźnie odkryją to co jest ukryte pod zimną, suchą i plugawą skorupą. W Dublinie, czy w Lincolnie odkryją czym nasz naród różni się od nasyconego bogactwem narodu zachodu. Podczas pobytu w tłumie wielkich i bogatych odkryją największą wartość polskości. Obśmiane przez dziennikarzy mądrych gazet polactwo nabierze dla niego nowej wartości. Stanie się posłannictwem. Staniemy się zbawicielem starych ogłupiałych narodów.

    OdpowiedzUsuń

Kiedy poeta nienawidzi siebie za radość z widoku martwych wrogów

  Kiedy poeta nienawidzi siebie za radość z widoku martwych wrogów ty wiesz jak ja siebie teraz nienawidzę za tę radość na widok zabijania  ...