Umiejętna segregacja napływających zewsząd informacji jest bardzo ważną sprawnością, od nabycia której zależy w dużym stopniu nasze zdrowie psychiczne. Od kiedy zamieszkałem w Anglii, pierwszym źródłem moich codziennych informacji jest BBC. Niektórzy znawcy brytyjskich mediów mówią, że to nie jest dobry wybór. Ale mój angielski nadal “is not perfect”. Dziennikarze BBC używają stosunkowo prostego języka, mówią wyraźnie i dość wolno, tak aby dotrzeć do przeciętnego brytyjskiego odbiorcy, dzięki temu i mnie udaje się dużo zrozumieć, a czego nie rozumiem to się domyślam z pokazywanych obrazków. Wybrałem zatem to medium i póki co – jestem zadowolony, tym bardziej, że nie muszę opłacać żadnych subskrypcji – wystarczy zwykły abonament telewizyjny. Tak na marginesie dodam, że za uchylanie się od uiszczania opłat grozi wysoka grzywna, a nawet więzienie. Żeby nie być gołosłownym: każdego roku za niepłacenie TV Licence do więzienia trafia około 60 osób, które są pozbawione wolności średnio na 7,8 dnia.
Przejdę teraz do informacji bieżących.
Przez kilka kolejnych dni na portalu informacyjnym BBC pojawiało się zdjęcie, opublikowane za gazetą The Guardian, na którym widać grono kilkunastu osób biesiadujących w ogrodzie przy Downing Street, w tym pana premiera i jego małżonkę. Boris Johnson mówi, że na zdjęciu jego, jego żony i 17 pracowników w ogrodzie przy Downing Street z butelkami wina i deską serów widać „ludzi w pracy”. No i nie byłoby w tym nic zdrożnego, wszak wszyscy wiemy, że rządzenie krajem wymaga żeby się czasem napić i być na lekkim rauszu. Rzecz w tym, że wszędzie wokół, w całej Anglii obowiązywała wówczas, wprowadzona przez tych właśnie ludzi, blokada zabraniająca tego typu spotkań.
Dzieje się to teraz, kiedy prowadzone jest śledztwo przez najwyższego cywilnego urzędnika państwowego w sprawie wielu domniemanych imprez z wyszynkiem w budynkach rządowych – w tym na Downing Street – w listopadzie i grudniu ubiegłego roku, czyli także w okresie obowiązującej blokady prawnie nakazującej wstrzemięźliwość we wszelkich kontaktach towarzyskich.
Inna sprawa, że niektóre ostatnio ogłaszane przez rządy państw decyzje, i to niezależnie od szerokości geograficznej, klimatu i pogody, są takie jakby podejmowali je ludzie kompletnie pijani.
Inną wiadomością, która, że tak powiem, rzuciła mi się w oczy jest informacja, że zgodnie z ustawą o uznawaniu płci z 2004 r. dorośli w Wielkiej Brytanii mogą legalnie zmienić płeć, jeśli spełniają określone kryteria. Jednak wiele osób transpłciowych nadal twierdzi, że system jest inwazyjny, kosztowny i biurokratyczny. Muszą również przedstawić dowody, że żyli w pełnym wymiarze czasu w nabytej płci przez co najmniej dwa lata, takie jak kopie paszportu i prawa jazdy. I tutaj pojawia się oświadczenie brytyjskich posłów skupionych w Komisji ds. Kobiet i Równości, którzy stwierdzają, że osoby transpłciowe nie powinny udowadniać, że żyją swojej nabytej płci przez dwa lata, zanim uzyskają prawne uznanie. Parlamentarzyści owi powiedzieli, że wymóg ten stwarza ryzyko „utrwalenia przestarzałych i niedopuszczalnych stereotypów płciowych”. Argumentowali również, że należy zlikwidować potrzebę diagnozy medycznej przed uznaniem prawnym. W odpowiedzi na to rząd stwierdził, że przecież znacznie ułatwił proces składania wniosków i jest on teraz „milszy i prostszy”, a opłata za złożenie wniosku o zaświadczenie o uznaniu płci wynosi obecnie nie 140 funtów, a zaledwie 5 funtów.
Nie zamierzam zmieniać płci, ale mam świadomość, że drzemie we mnie jeden chromosom X po mojej mamie, która tradycyjnie była kobietą. Od matki ludzie zawsze otrzymują chromosom X, a więc nasza płeć zależy od tego, co dostaniemy od ojca. U ptaków, żab i motyli jest odwrotnie. Naukowcy dowiedli jednak, że kombinacji chromosomów płci u człowieka może być co najmniej kilkanaście. Liczne są zwłaszcza przypadki, pojawiające się z częstością 1:500 noworodków płci męskiej, że facet dostaje zestaw chromosomów XXY determinujący – między innymi – nieco kobiecą sylwetką. Tak więc rzeczywiście – do końca nie możemy być pewni jakiej jesteśmy płci.
W korespondencji z tą ostatnią wiadomością pozostaje zapowiedź premiery czwartej części Matrixa, choć pozornie może wydawać się to bez związku.
Film, mam na myśli oryginalną trylogię, powstał gdy ludzkość znalazła się u szczytu rewolucji internetowej i niepokoiła się robakiem milenijnym. Twórcy filmu Wachowscy – wówczas bracia – wykorzystali rozwój technologiczny tamtych czasów, ale także zadali rozległe pytania dotyczące Internetu, świadomości, kontroli społecznej i transformacji które od tego czasu, jak później się okazało, miały kształtować społeczeństwa.
Czwarta część, Matrix Resurrections, trafia do kin – 18 lat od zakończenia oryginalnej trylogii. Tę część nakręciła Lana Wachowski, która jest kobietą transpłciową i wcześniej znana była, czy też znany był, jako jeden z braci Wachowskich – Larry. Drugi, młodszy brat Andy też jest obecnie kobietą i ma na imię Lilly. Trochę to może wydawać się skomplikowane, ale ujmując w skrócie: Bracia Wachowscy (Wachowski Brothers) znani są obecnie jako Siostry Wachowskie (Wachowski Sisters).
No i można teraz doszukiwać się w Matrixie wielu nowych znaczeń. Od ponad dwudziestu lat przesłanie tego dzieła jest zresztą przedmiotem analiz fanów filmu i zawodowych krytyków, znawców kina.
Niektórzy w Matrixie widzą wiele odwołań do książki Jeana Baudrillarda z 1981 roku pt.
„Symulakry i symulacja”, w której autor przekonuje, że niefunkcjonalna rzeczywistość zastępowana jest przez uporządkowane, stworzone przez człowieka wizerunki i znaki, pierwotnie mające “odzwierciedlać rzeczywistość”, a które współcześnie stały się dla nas jedynym punktem odniesienia. I chociaż sam Baudrillard powiedział w jednym z wywiadów, że Matrix nie ma z jego książką nic wspólnego, to może jest coś tutaj na rzeczy?
Jedną z najbardziej znanych scen w filmie jest epizod kiedy Noe, główny bohater, wyrwany z błogiej symulacji idealnego świata musi wybrać między niebieską i czerwoną pigułką. Jeśli wybierze niebieską pozostanie w nieświadomości i tkwił będzie w wirtualnym świecie stworzonym przez sztuczną inteligencję, wykreowanym jako kod źródłowy jedynie po, by potajemnie zniewolić ludzkość. Jeśli wybierze czerwoną – osiągnie oświecenie w rzeczywistości i zda sobie sprawę, że tkwi po uszy w tyranii i niewoli, ale będzie mógł mieć nadzieję, obietnicę prawdziwego świata naturalnego „niepodłączonego” do sieci, wolnego i sprawiedliwego.
Czy zażycie pigułki jest akceptacją obcej i przerażającej prawdy czy sposobem na trwanie w wygodnym złudzeniu? Czy czerwona pigułka to symbol uwolnienia się od wszechogarniającego uzależnienia od internetu, który został naciągnięty na nasze oczy byśmy nie widzieli prawdy? Czy jej zażycie nakłoni ludzi do uwolnienia się od iluzorycznego świata pozorów?
Ciekawe jest to, że z biegiem czasu metafora czerwonej pigułki została zmieniona wielokrotnie z przyczyn znacznie odbiegających od jej pierwotnego znaczenia.
To interesujące, że z czasem ta pigułka stała się uwielbianym panaceum skrajnie prawicowych, faszyzujących i kulturowo niszowych grup, a jej zażycie pomaga w zaakceptowaniu podłego, ale wygodnego myślenia grupowego, dopasowaniu do własnych uprzedzeń, pomaga w widzeniu świata przez ramki własnych, egoistycznych poglądów i w kognitywnym domknięciu się.
Aplikacje ułatwiające komunikację i wszelkie media społecznościowe pomagają rozkwitać temu klimatowi, promując fake newsy i wykorzystując algorytmy, które budują wersję rzeczywistości dostosowaną do naszych upodobań i oczekiwań – nagradzając tych, którzy uczestniczą w tym najaktywniej, a nasza gotowość do udostępniania danych osobowych i zgoda na monitorowanie za pomocą technologii pozwoliła na wygenerowanie bardzo szczegółowego obrazu naszego życia osobistego i nawyków.
Ciaran O’Connor z Instytutu Dialogu Strategicznego mówi, że ponieważ jesteśmy skłonni do szeregowania, przypisywania znaczeń lub zapamiętywania nowych informacji, które wspierają nasze wcześniejsze opinie, „serwisy społecznościowe, takie jak Facebook zaprojektowane są w ten sposób, by czerpać korzyści z zaangażowania i czasu spędzonego na ich platformach – a jednym z mechanizmów to ułatwiających są algorytmy. Wielokrotnie widzieliśmy, jak algorytmy mogą nieumyślnie kierować ludzi do przestrzeni, w których są eksponowani i zachęcani do angażowania się treści i teorie spiskowe”, oparte na osobowości i opiniach, pozbawione weryfikacji faktów.
Ironia polega na tym, że chociaż zwolennicy teorii spiskowych głęboko wierzą, że są zagorzałymi poszukiwaczami prawdy, w rzeczywistości toną w tym samym systemie, o którym myślą, że go demaskują.
To wszystko zapewnia żyzny grunt dla spirali dezinformacji i oznacza, że debata na temat czerwonej i niebieskiej pigułki zaciera się i dziś grozi przekształceniem się w jednolitą pigułkę uprzedzeń i nieufności.
Przerażająco w tym kontekście brzmi ogłoszenie Facebooka o długoterminowych planach stworzenia wirtualnego “Metawersum” – pozwalającego na przenoszenie naszego codziennego życia do świata wirtualnego.
No dobrze. A może ta czerwona pigułka w Matrixie, to jedynie tabletka hormonalna wspomagająca transformację płci?
Lilly Wachowski, która urodziła się jako chłopiec…,(och, przepraszam, dzisiaj raczej trzeba użyć sformułowania – której przy urodzeniu przypisano płeć męską) potwierdziła, że Matrix należy czytać jako alegorię narracji transpłciowej. „Cieszę się, że wyszło na jaw, że taka była pierwotna intencja” — powiedziała Lilly w sierpniu ubiegłego roku. Dwadzieścia lat temu „Świat nie był na to gotowy. Świat korporacji nie był na to gotowy… Uwielbiam to, jak znaczące są te filmy dla osób trans”. Ujawniła również, że celowe było nadanie płynności płciowej jednej z postaci filmu i prezentowanie jej jako mężczyzny w pozornej rzeczywistości i jako kobiety w świecie Matrix. „Matrix… chodziło o pragnienie transformacji, ale wszystko to pochodziło z zamkniętego punktu widzenia”. – tak kończy Wachowski wszelkie spekulacje interpretacyjne dotyczące stworzonego wspólnie z bratem/siostrą(?) dzieła.
A może chodzi tutaj nie tylko o transformację płciową? Może to wszystko, to mniej lub bardziej czytelne znaki, że nadchodzi nieuchronnie czas transhumanizmu? I już wkrótce będziemy mieli do czynienia z niezliczoną liczbą wygenerowanych cyfrowo kopii podszywających się pod ludzi, a my tak chętnie uwierzymy, że jesteśmy w stanie pozbyć się naszych fizycznych i psychicznych ułomności i ograniczeń, i tak jak filmowe postacie potrafimy manipulować prawami fizyki i nabywać co rusz to nowe sprawności?
A może, co zostało zasugerowane już w 2016 roku przez grupę fizyków i chętnie podchwycone przez technologów z Doliny Krzemowej, w tym szefa Tesli Elona Muska,
ten cały nasz wszechświat wcale nie jest prawdziwy, a zamiast tego jest gigantyczną symulacją prowadzoną przez wyższą moc?
Wiesław Fałkowski, Hemel Hempstead – Anglia, 26-12-2021
felietomania.pl/wieslaw-falkowski-mariola-gdzie-sa-moje-czerwone-pigulki