Wigilia 2016.
z cyklu: Przysiadki na Centrralnym
Przychodzę tutaj, aby się rozgrzać, schronić przed deszczem. Ale nie tylko. Widzę, że pan też nie ma żadnego bagażu. Można by sądzić, że pan na kogoś czeka, ale taki ktoś, kto na kogoś czeka to nerwowo spoglądał na zegarek, sprawdza rozkłady jazdy itd. A pan nie. Pan sobie siedzi, patrzy na ludzi, wodzi spojrzeniem po suficie. Widziałem już tu pana wiele razy. Zawsze tak samo: siada pan sobie i czeka.
Interesujący jest zapach tego miejsca. Czuje pan? Może to pamięć węchowa sprowadza pana i tych ludzi tutaj, na dworzec. Oczywiście tych, których celem nie jest podróż pociągiem. Dzisiaj dworce kolejowe pachną inaczej niż kiedyś.
Kiedy byłem małym chłopcem, bardzo bałem się wjeżdżającej na stację lokomotywy. Wtedy były to parowozy. Olbrzymie czarne maszyny buchające kłębami dymu, gwiżdżące. Jakaś siła wprawiała te czarne potwory w ruch i widać było obracające się wielkie stalowe koła. Moja dziecięca wyobraźnia pracowała wtedy na zdwojonych obrotach.
W pamięci utkwił mi zapach wjeżdżającego na stację parowozu. To był zapach sadzy, smarów, pyłu węglowego i kurzu zmieszany i utrwalony w gorącej parze wodnej, wyrzucanej różnymi zaworami i otworami z kotła maszyny. Taki była zapach dworców kolejowych. Do dziś pamiętam ten zapach.
Teraz dworce kolejowe pachną inaczej. Ludzie pachną inaczej. Maszyny. Nawet ubóstwo, nędza, głód i bezdomność pachną inaczej.
Wie pan idą święta, dziś wigilia Bożego Narodze. Tak sobie pomyślałem, że i święta pachną dzisiaj inaczej niż wtedy - niż wtedy kiedy byłem małym chłopcem. Och, było tych wigilii od tamtego czasu, trochę było.
To musiało być sześćdziesiąt parę lat temu. Ta wigilia, która tak utkwiła w mojej głowie. Ach, nie pamiętam co tam było na stole, nie pamiętam jakie dostałem zabawki, ale utkwiło mi w pamięci, że ledwo po kolacji, kiedy wstaliśmy z rodzicami od stołu - niespodziewanie zgasło światło. W tamtych czasach to było normalne, że wyłączali prąd. Zresztą prąd wtedy nie był aż taki ważny - nie było w domu telewizora. Pierwszy telewizor rodzice kupili chyba dopiero w sześćdziesiątym czwartym.
W tę pamiętną wigilię zgasł prąd i zrobiło się w pokoju zupełnie ciemno. Mama szybko zapaliła świeczki.
I stał się taki wigilijny cud, który, jak pan słyszy, utkwił mi w pamięci na zawsze. Na choince ożyły wszystkie ozdoby. Siedziałem między mamą i tatą i wpatrywałem się z rozdziawiona buzią na choinkę. Za sprawą migotliwego światła z płomienia świecy, ozdoby choinkowe zrobione z pazłotek, bibuły, krepy, cukierków w kolorowych papierkach, pierniczków lukrowanych - ożyły. Te pierniczki lukrowane, to oddzielny temat. Pieczone były daleko przed świętami przez babcię. Przy mojej asyście, rzecz jasna. Ale to zupełnie inna historia.
Były też szklane bombki na choince, ale one nie były takie ważne. Najważniejsze były te zrobione, posklejane, zmontowane, a wcześniej wymyślone razem z mamą: długie łańcuchy z pasków kolorowego papieru, jeżyki z bibułki, gwiazdorki z krepy, księżyce i słoneczka z pazłotka. Ważne też były ludziki i zwierzątka z kasztanów - zrobione z tatą w parku, jeszcze jesienią. Cała ta choinkowa menażeria ożyła wtedy, po tym, jak nagle zgasło światło i mama zapaliła świeczki.
Wie pan, sądzę, że te wszystkie szczegóły tamtej wigilii utkwiły mi tak głęboko w pamięci właśnie dzięki zapachom. Pamiętam dokładnie zapach białego kleju roślinnego w małym słoiczku. Pachniał słodkawo i ta jego woń prowokowała, zachęcała aby go polizać, posmakować. Tego kleju używała mama kiedy sklejaliśmy te wigilijne ozdoby. Pachniały tym klejem nie tylko figurki z kolorowych papierów, ale także moje palce, włosy i ubranie.
Włosy mojej mamy pachniały rumiankiem, a gładko wygolona twarz mojego ojca wodą kolońską. Choinka pachniała świerkowym igliwiem. Tak pachnie właśnie w naszej pamięci ciepło rodzinne. Tak, proszę pana, rodzinne ciepło ma też swój zapach.
Pamiętam też inaczej pachnące wigilie.
Były w moim życiu takie, w które spieszyłem się do domu. Dom pachniał wtedy kobietą - matką moich dzieci, świeżo upranymi koszulami, prasowaniem i jakże już innym - rodzinnym ciepłem.
Najbardziej jednak zapamiętałem zapach, na który czekaliśmy wszyscy cały rok. To był zapach odświętny - tak pachniał dom tylko raz w roku - na Święta Bożego Narodzenia.
Wigilia świąt pachniała wtedy specjalnie: grochem z kapustą, grzybami, kartoflami w mundurkach, smażonym karpiem, suszonymi owocami, pieczonym ciastem. Zapach igliwia mieszał się z zapachem potraw i z zapachem zapalonych świec. A rano, w pierwsze święto, budziłem się obok ukochanej kobiety. Jej zapach - zapach jej ciała, jej włosów mieszał się z zapachem białej pościeli. Tak pachniała wtedy nasza miłość. Taką ją zapamiętałem.
Wie pan, sądzę, że te moje wigilijne opowieści utkwiły mi tak głęboko w głowie i zawsze powracają z okazji wigilii i świąt właśnie dzięki zapachom. Podobno człowiek jest w stanie rozpoznać dziesięć tysięcy różnych, odmiennych zapachów. I zapamiętać na całe życie.
A pan się nigdzie nie spieszy? Do domu? Do rodziny?
To wie pan, tylko niech się pan nie pogniewa, ja mam tu schowany w kopercie opłatek. Może przełamiemy się? Na te pachnące dworcem kolejowym Święta?
Wiesław Fałkowski falko, 2016