Na Powązkach - Dziady
(dedykuję Marcinowi)
Szedłem tą drogą już dziesiątki razy.
Kiedy zbliżam się, od tej właśnie strony,
wita mnie na murze Chrystus ukrzyżowany.
Ulica Powązkowska - wzdłuż muru
rozstawione stragany.
Na nich kwiaty, znicze,
biało-różowa pańska skórka,
taki zawinięty w papierek,
domowej roboty cukierek.
Wszak to Warszawa,
a dzisiaj są Dziady.
Na Powązki wchodzę bramą świętej Honoraty.
Przy bramie wojsko w galowych mundurach -
idą pełnić wartę - żołnierska posługa.
Za bramą, po lewej rzeźba nagrobna -
postać starca z klepsydrą.
Ten starzec to Czas, taka personifikacja.
Dalej alejką w lewo.
Pod nogami liście.
Widzę z daleka grób Gustawa Holoubka.
Ile ról zagrał w filmie, na scenie - nie zliczę.
Zagrał Konrada w Dziadach. Wtedy mówił za miliony.
W sześćdziesiątym ósmym. U Dejmka.
Mickiewicz stał się bardziej zrozumiały,
a oni przeszli do historii.
W Ameryce Halloween, a my mamy Dziady.
Idę dalej.
Popołudniowe, jesienne słońce
przedziera się przez korony drzew;
cienie gałęzi tańczą na grobie rodziców Chopina.
Z groby Moniuszki nikt złotych liści nie odgarnął.
W towarzystwie chryzantem stały się swoistą,
zaduszkową, piękną dekoracją.
Dalej, po lewej grób Herberta.
Kawałek dalej Andrzejewski i Leśmian odpoczywają.
Wszystkich mijanych wymienić nie zdołam.
Przy grobie Marii Dąbrowskiej, idę w lewo.
Oczy wilgotnieją.
Na końcu tej alejki zapalam świeczki.
Kładę kwiaty na grobie Marcina - mojego syna.
W dobrym towarzystwie odpoczywasz, Synku.
Co u ciebie? Słuchasz Niemena?
A może ty jemu śpiewasz
swoją ulubioną piosenkę Woźniaka*:
“A kiedy przyjdzie także po mnie,
Zegarmistrz Światła purpurowy,
by mi zabełtać błękit w głowie,
To będę jasny i gotowy.
Spłyną przeze mnie dni na przestrzał,
Zgasną podłogi i powietrza,
Na wszystko jeszcze raz popatrzę,
I pójdę, nie wiem gdzie – na zawsze.”
Kiedyś i mnie obok ciebie położą, Synku.
Tak mi trudno stąd odejść, może już zostanę?
Wiesław Fałkowski
1 listopada 2016
*) Bogdan Chorążuk, wiersz: Zegarmistrz światła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz