falko |
W mojej wysokiej wieży
(inspiracja: Wieża, William Butler Yeats)
I.
W swej wieży sam zostałem, rozpamiętując boleśnie
utratę wszelkich złudzeń z przyszłością związanych.
Nie widzę przed sobą szerokiej panoramy zdarzeń,
choć chętnie poszedłbym jeszcze, do cudzego ogrodu,
rwać słodkie jabłka i gruszki ludzkich rozkoszy.
Nadeszła pora patrzeć w tył, za siebie i pozamykać okna.
Niech wiatr nadziei nie wpada do środka,
niech tylko zapach stęchlizny i zapowiedź truchła
wypełnia przestrzeń moich ostatnich dni.
Choć tak bardzo samotność wcale nie doskwiera,
kiedy się tyle wspomnień z życia całego nazbiera
i ułoży na stole obok jadła i picia.
Pomóżcie mi, moi starzy przyjaciele,
wracajcie z pamięci przywołani i usiądźcie obok -
wspominać będziemy - dojrzałe owoce miłosnych uniesień,
pić wino i piwo jak za dawnych lat.
Jadła i wina, i wspomnień wystarczy.
Do ostatniej nocy, ostatniego dnia.
II.
Historia taka mi się teraz przypomina.
Przede mną w wieży mieszkał złotnik z żoną,
nad głową złocone kandelabry płoną,
jasne światło żarowe z nich ścieka,
na skromne meble z irlandzkiego cedru,
na metalowe okucia - kowalska robota -
krętych schodów, które prowadzą i w górę,
i w dół.
Żona złotnika - młoda, piękna sztuka,
nie jeden adorator wejść do wieży szukał,
nie znalazł, bo mąż przezorny, kazał kraty kuć,
wszystkie okna i drzwi zamykał na klucz,
by młodej żony amory ukrócić.
Obok wieży altana stała w ogrodzie,
i tam jego żona oddawała się co dzień
namiętnym uciechom, a potem spokojnie,
jakby nigdy nic, wracała do wieży,
by zająć się gotowaniem i praniem odzieży.
Ma bardzo krótkie nogi małżeńska zdrada -
nie ucieknie goniona przez rannego rogacza.
Na próżno niewierna po kochankach rozpacza,
próżno pacierze za dusze w myślach układa.
Za sprawą mężowskiej zemsty, będą się snuły,
aż do końca świata -
wokół wysokiej wieży wiarołomnych duchy.
Kiedy siadam do stołu i patrzę na niebo
przez okna wzmocnione kratami,
to właśnie ta historia, jak smutny film
wyświetla się przed moimi oczami.
Może to tylko wyobraźni sprawka,
że ta historia wraca jak czkawka
i się po wielokroć odbija.
Czas w samotności powoli mija,
ja, stary człowiek, myśl o umieraniu ćwiczę.
Wspominam chętnie doczesne uciechy,
choć może kara czeka mnie za grzechy.
Jak każdy - miałem swoją Penelopę,
strzał Odyseusza cudem uniknąłem.
III.
Dosyć tych absurdów.
Czas na spowiedź krótką,
wszak czasu niewiele.
Żegnam, już odchodzę,
więc spowiedź zaczynam.
Grzeszyłem, ludzka rzecz..
Nie wzbraniałem sobie ni jadła, ni picia,
tyle rozkoszy miałem do przeżycia,
nie przeżyć ich - to dopiero byłby grzech.
Grzeszyłem, białe koźlęta goniłem
pośród wzgórz zielonych.
Dzisiaj tylko tyle powiem:
- Grzeszyłem, za żadne grzechy nie żałuję.
Wszystkie z radością wspominam.
Nie proszę o ich wybaczenie.
Nie chcę być wieczny.
Tak mi dopomóż…
Wiesław falko Fałkowski, 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz