falko |
Taka wieś śpiąca...
Taką wieś śpiącą pamiętam z dzieciństwa.
Może wsi takiej już dziś nie ma.
Najpierw idą spać kury.
Przestają krzątać się po podwórku,
przestają drapać pazurami ziemię wokół siebie
i wydziobywać tłuste larwy owadów i nasiona.
Powoli wchodzą do kurnika,
siadają na grzędzie,
zamykają oczy i zasypiają.
Kiedy zmierzch złapie je przedwcześnie
przed kurnikiem stają się bezradne i ślepe.
Głowę wtulają w tułów, podwijają skrzydła,
siadają tam gdzie stały i jakby sparaliżowane
tkwią beznadziejnie czekając światła.
Potem przestają chrząkać świnie.
Znajdują sobie kawałek suchego,
czystego posłania w chlewku
i zasypiają kładąc się na boku.
Przez sen czasami jękną sobie,
chrząkną albo kwikną,
może na wspomnienie smakowitego ziemniaka
znalezionego w korycie po wieczornym obrządku.
Cichym pomrukiem i brzękiem łańcuchów
obwieszczają swoją senność krowy.
Zdawać by się mogło,
że ostatnie milkną psy
zmęczone ujadaniem na wszystko,
co ośmieliło się znaleźć
w zasięgu ich wzroku, słuchu i węchu
i nie zostało rozpoznane
jako swojskie, bezpieczne.
Na koniec, kiedy już cała wieś śpi
i zapada absolutna niemal cisza
usłyszeć jeszcze można
tupot maleńkich nóg myszy
biegnącej po drewnianej podłodze strychu.
Z tej nieprzeniknionej ciszy
i gęstej materialnej bez mała ciemności
rodziły się w mojej głowie demony,
wierni nocni towarzysze
mojego dzieciństwa.
Wiesław falko Fałkowski, 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz